sobota, 12 grudnia 2015

Długie uszy małolata- pradziadek Bronisław Czerwiński

Jak długo żyjemy- tak długo jak trwa o nas pamięć . To będą właśnie takie moje małe wspomnienia o osobach z mojej rodziny dla zstępnych , którzy chcą pamiętać . Tych , których znałam osobiście i znanych wyłącznie z opowieści zasłyszanych w dzieciństwie . To medaliony ze zdjęć , których nie posiadam. Z woli mojej siostry wylądowały na śmietniku .
Ta część będzie opowieściami zasłyszanymi w dzieciństwie
 Zaczynam od bardzo skandalicznej opowieści o  moim pradziadku Bronisławie Czerwińskim .
Pradziadka nie pamiętam , za to na całe życie zapamiętałam koszmarne opowieści o jego :  samotnej dramatycznej śmierci .  Pod koniec życia skłócony ze swoją żoną Weroniką i córkami mieszkał samotnie w przybudówce do własnej kamienicy , mieszczącej się na ul. Mostowskiego w Łodzi .
Został w niej znaleziony martwy , przygnieciony ciężkim dębowym Biedermeierowskim stołem .
Od kilku dni nikt z mieszkańców posesji go nie widział , tak że nawet dokładnie nie wiadomo kiedy zmarł . W kamienicy mieszkały : jego żona Weronika ,dwie córki z rodzinami Julia i Urszula oraz syn Bronisław . Jak to się stało , że wśród najbliższych zmarł w tak dramatycznych okolicznościach - samotny ? To długa historia , swoimi korzeniami sięgająca okresu z jego młodości .
Bronisław Czerwiński był artystą malarzem , nie wiem czy przetrwały wojnę i ludzką nienawiść  jakieś jego prace . Zarabiał na utrzymanie konserwując między innymi  pałac Bidermannów . Prywatnie przyjaźnił się z Bruno . Ciągła obecność młodego wolnego mężczyzny w domu Bidermannów , podobno gościł u nich całymi miesiącami , powodowała plotki i mogła spowodować skandal . Wobec tego Bronisław postanowił się ożenić i przerwać spekulacje otoczenia . Jego wybór padł na jedną z pracownic z fabryki Bidermannów - Weronikę . Pochodziła z dobrej zamożnej  rodziny od pokoleń mieszkającej w Kaliszu .
 Do Łodzi przyjechała z narzeczonym , którego nie tolerowała jej rodzina i stanowczo sprzeciwiała się  mariażowi córki . Po jej wyjeździe/ ucieczce została wyklęta przez rodziców . Jak to zwykle bywa , mężczyzna nie zamierzał obciążać się biedną żoną  i panna Weronika została sama w obcym nieprzyjaznym wolnym kobietom mieście .. Jak wiele dziewcząt w jej sytuacji zatrudniła się w fabryce . Bronisław uznał , że da jej swoje nazwisko i utrzymanie - to zmyje z niej plamę , a  ona w zamian nie będzie się interesowała jego osobistymi sprawami i krążącymi plotkami . Takie małżeństwo z rozsądku . w którym każde z małżonków miało żyć własnym życiem . On szanował jej uczucia to tamtego mężczyzny i nie zamierzał jej sobą krępować i wzajemnie .
Niestety młoda żona zakochała się bez pamięci w swoim mężu czego skutkiem były ataki zazdrości. Wymyśliła , a może wiedziała - teraz już nikt do tego nie dojdzie -  że Bronisława łączy z Luizą Julią Biedermann z domu   Stegmann długoletni romans . Tak kłócąc się i godząc postarali się o cztery córki i syna , wybudowali kamienicę i pewnie jakoś przeżyli by jeszcze wiele lat razem , gdyby nie uwięzienie Maryli Lil Bidermann we wrześniu 1943 r . Bronisław tak zaangażował się w ratowanie córki przyjaciół , że ponoć po jej ucieczce z więzienia zainteresowała się jego osobą SS i tylko dzięki interwencji wysokiego oficera SS , kochanka swojej córki Julii z Czerwińskich pradziadek pozostał wolny . To ostatecznie poróżniło małżonków  i ich dorosłe już  dzieci . Prababcia kategorycznie domagała się od nich opowiedzenia się po jej stronie i zerwania jakichkolwiek kontaktów z ich ojcem . Posunęła się do tego , że spaliła jakieś bardzo cenne rodzinne pamiątki męża i jego obrazy .
W tej zaciekłości i nienawiści nie odeszła daleko od swojej matki , która nigdy nie zechciała widzieć jej i jej dzieci - dla niej córka umarła z dniem opuszczenia domu i uznania  tego samego wymagała od wszystkich swoich dzieci . Tylko jej mąż  czasami w tajemnicy przyjeżdżał z wizytą do córki i wnuków . Moja Babcia znała ze strony mamy tylko dziadka . Po tragicznej śmierci Bidermannów po wyzwoleniu Łodzi pradziadek załamał się zupełnie . Dalej pracował w fabryce Bidermannów działającej pod zmienioną nazwą Zakładów im.Szymona Harmana , teraz razem z synem . Przepracował tam do emerytury . Zagłębiony w książkach , zamknięty w swoim mieszkanku często zapominający o : posiłkach , sprzątaniu ,paleniu w piecu - ożywał tylko na widok wnuków . Znajomi i przyjaciele pomagali mu jak mogli nie zwracając uwagi na afronty ze strony jego żony i córek . Emerytura była niewielka , a trójka z piątki dzieci nie czuła się w obowiązku pomóc ojcu . Pradziadek zrobił coś według nich niedopuszczalnego - założył wszystkim swoim dzieciom sprawę o alimenty . Ku oburzeniu całej trójki sąd nie przyjął ich argumentów , że pomagają mamie i zasądził wszystkim alimenty na rzecz ojca .
Ile jest w tej opowieści prawdy . Czy naprawdę kochał wielką miłością córkę fabrykanta ze wzajemnością  od młodzieńczych lat jak mówi legenda rodzinna ? Dlaczego w takim razie przyjaźnił się z nim jej mąż ? A co z zarzutami żony  , że ratował własną córkę narażając ich dzieci ? Tajemnice - tajemnice . Pewnie nigdy nie dowiem się prawdy . A jakie są fakty : Opowieści o awanturach prababci Weroniki : cięciu fraków , smokingów i garniturów , spaleniu dokumentów rodzinnych , herbu pradziadka i jego obrazów  bawiły mnie przez długie lata w trakcie rodzinnych świąt . Dopiero jako nastolatka zrozumiałam niestosowność tych żartów . O śmierci pradziadka i jej okolicznościach słyszałam w trakcie rozmowy mojej babci z jej bratem  przy okazji podziału pieniędzy z  majątku pradziadków po wywłaszczeniu spadkobierców przez miasto .  O nienawiści prababci do pradziadka wiedziałam od zawsze . Nawet po śmierci w testamencie zaznaczyła , żeby pochować ją jak najdalej od męża i tak się stało . Przeżyła go o wiele lat i nigdy na jego grobie nie zapaliła znicza .
.


czwartek, 2 stycznia 2014

Pożegnanie Cezarego Juliusza Greszela

W nocy z 31.12.2013r/01.01.2014r zmarł we Włocławku Cezary Juliusz Greszel .Otoczony miłością rodziny w niezłej formie fizycznej i psychicznej odszedł niespodziewanie .
Cześć jego pamięci .
                                                                                                         Iva

wtorek, 31 grudnia 2013

Moja długa nieobecność .

Przepraszam za długą nieobecność na blogu .Właśnie wczoraj wróciłam z kolejnej podróży służbowej .Niestety nie wszędzie obchodzi się Święta Bożego Narodzenia .Na szczęście Nowy Rok jest na całym globie i z tego tytułu wszyscy starają się zakończyć przed 31.12 pracę .
Ja właśnie zakończyłam duży projekt i w ostatniej chwili przed Nowym Rokiem wróciłam do domu , wyjechałam natychmiast po Wigilii , na którą specjalnie wróciłam do domu . Jestem zmęczona i chora . Kilka lat temu w długiej podróży złapałam mykoplazmę , Jest to taki grzyb , mieszkający w klimatyzacji szczególnie samolotowej , ale nie tylko . Przy zmęczonym organiżmie  przekraczaniem stref czasowych i klimatycznych atakuje .
U mnie wywołał zapalenie płuc , które gdyby nie informacja od przewoźnika , bo dotyczyło to również innych pasażerów / linie jedne z najlepszych na świecie / , prawdopodobnie skończyło by się tragicznie . Przecież przeciętna pięćdziesięciosiedmioletnia dziewczyna , nie może wymagać od lekarza nawet w prywatnym gabinecie ,skierowania na konkretne badania , nie mówiąc o hospitalizacji .
Dopiero po otrzymaniu informacji , sama poszłam na stosowne badania . Choroba winna być monitorowana przez SANEPID i leczona w szpitalu , więc w przychodni pięknie zamieciono problem pod dywan lecząc mnie w domu . Ja już po wyzdrowieniu , zdumiona wysokością otrzymanego odszkodowania ,doczytałam resztę w internecie i fachowych publikacjach .
Żle leczona choroba pozostawiła ślady i muszę znacznie ograniczać życie na walizkach, ale chęć przeżycia jeszcze jednej magicznej Wigilii w gronie bliskich , odebrała mi resztę rozsądku .
Teraz będzie czas na kontynuowanie moich poszukiwań i publikowanie tekstów na blogu .
Łudzę się nadzieją , że moi czytelnicy oraz nowo odnaleziona rodzina na /www.myheritage.pl ,nie obrażą się za tę nieobecność .
W międzyczasie realizacji projektu wspierałam moją córkę w opiece nad wnukami . W Polsce posiadanie dzieci , przy aktywności zawodowej rodziców / bez tej aktywności umiera się z głodu na ulicy / jest niemożliwe. Ośmiogodzinny dzień pracy to tylko martwy zapis w dokumentach kadrowych .  Świetlice szkolne czynne w tych samych godzinach co praca rodziców . Opieka na nich to prawie wyłącznie fikcja , mało : miejsca , opiekunów i zbyt dużo dzieci . Obiad w szkole jest o godz.12:00 , później nie ma możliwości zjedzenia ciepłego posiłku ani napicia się herbaty . Zostają wyłącznie kanapki i zimne napoje noszone z domu . Dobrze , że w szkole moich wnuków brak automatów ze słodyczami i napojami typu Pepsi , oraz sklepiku , w którym są wyłącznie : hamburgery , pizze, frytki i słodycze . Czyli to co dzieci jedzą najchętniej , a posiadane przez siedmio i ośmiolatki pieniądze , których wartości nie znają , powoduje konflikty z innymi uczniami . Moje godziny pracy są płynne , mogę sama regulować sobie jej czas , w miarę możliwości odbieram  maluchy ze szkoły , odrabiamy lekcje i chodzimy na zajęcia sportowe . Moja córka dodatkowo  zmaga się z poważną chorobą .
Przy realizacji projektu , opieka nad dziećmi i wsparcie dla córki to harówka ponad siły młodego człowieka , a co dopiero starej  kobiety .

Brakło czasu na publikacje tekstów i aktywność na www.myheritage.pl  wybaczcie .
                                                                         Pozdrawiam Iva .



Nowy Rok

Składam Wszystkim noworoczne życzenia : zdrowia , wszelkiej pomyślności i zrealizowania własnych pasji .Poniżej przepis na początek Nowego Roku .

 Z ostatnią kartką kalendarza zerwij wszystkie złe nastroje, zapomnij o wszystkich nieudanych dniach, przekreśl niewarte w pamięci chwile i wejdź w Nowy Rok jak w nowym stroju wchodzi się na najwspanialszy bal świata .

                                                                                                                         Iva.

ps.
nie zapomnij wyrzucić :

sobota, 12 października 2013

Długie uszy małolata .


Ktoś kto wymyślił powiedzenie, że dzieci i ryby głosu nie mają " chyba sam nigdy nie wychowywał dzieci. mają one na nasze nieszczęście nie tylko głos , ale i największe i najdłuższe uszy ze wszystkich znanych mi ssaków . Najgorsze dla nas dziadków i rodziców jest to , że większej części tych uszu nie widać . Rozmawiamy w odległym pokoju , w innym dzieciaki oglądają bajki i się bawią
gwar taki , że wy ledwo się słyszycie . Tematy z rodzaju tych , o których dzieci dowiedzą się za wiele lat a najlepiej wcale. Jesteście pewni braku ich zainteresowania waszą rozmową i tym , iż nawet siebie nie słyszą a co dopiero was . Pewnego dnia zupełnie niespodziewanie cytują część waszej rozmowy w najmniej odpowiednim momencie,  a wy chcielibyście zapaść się po ziemię . Znacie to ?
Wszyscy wychowujący dzieci w wieku od roku do 11 lat mają to przećwiczone . Dopiero jak wchodzą w wiek dojrzewania  uczą się tzw.dyplomacji . To dlatego w przedszkolach i szkołach tak chętnie są maluchy wypytywane o to : co dzieje się w ich domach , gdzie pracuję rodzice, czy palą papierosy i piją alkohol, ile mają samochodów i inne takie niezbędne informacje w procesie prawidłowego wychowania dziecka . 
Pewnego dnia zobaczyłam wracającą z pierwszej w roku szkolnym konsultacji , moją córeczkę .
Szła zanosząc się płaczem . Zimny pot spłynął mi po ciele . Wyrzucili dzieci ze szkoły? Jakiś wypadek z innym dzieckiem ,  wszystkie moje wykroczenia szkolne stanęły mi przed oczami . 
Mój siedmiolatek odziedziczył sporo moich cech charakteru , ośmioletnia wnusia też  tylko ma więcej rozsądku , więc może być bardzo źle . Tam gdzie kiedyś rodzic naprawiał szkodę z własnych środków i własnymi siłami , obecnie wkroczyło prawo i kodeks karny wymiennie z pełną bezkarnością. Nie mogę oddychać , już widzę moje wnuki odebrane rodzicom i przekazane jakiejś "miłej" rodzinie zastępczej , która spokojnie będzie je : bić , lżyć i głodzić .Nagle ogarnia mnie spokój, mamy ważne paszporty i wizy na drugi kontynent , tylko kupić bilety na samolot i młodzi z dziećmi uciekną . Rodzina pomoże im na początku i jakoś się urządzą . Uff , wybiegam po córkę i pomagam jej wejść do domu . Ona jakoś dziwnie się zachowuje , podaję jej wodę z kroplami walerianowymi . Smak i zapach napoju przywołał by do przytomności nawet schizofrenika z psychozy a atak nerwowy kończy natychmiast . Jest godzina 20 ona cały dzień poza domem , podaję jej gorący posiłek i spokojnie słucham opowieści ,  dzieci są na basenie ze swoim tatą. Tyciek rozsiada się w fotelu z rozpoczyna opowieść . Jak weszła do szkoły to rzuciła jej się na szyję jedyna osoba z klasy synka , która zgodziła się podać swój telefon , żeby w razie potrzeby mieć kogo poprosić o lekcje , czy potwierdzić inne sprawy związane ze szkołą a zapomniane przez dzieci . Przywitała moją córkę jak przyjaciółkę , mimo iż tylko kilka razy spotkały się w szkole na zebraniach i dwa razy rozmawiały przez telefon w sprawie zadanych lekcji . Przed klasą na ławeczce siedział tłum rodziców , czekających na swoją kolejkę konsultacji , tak że miały czas porozmawiać . 
Zdumienie mojej córki rosło wraz z opowieścią babci Niny . Okazuje się , że Ninę porzuciła mama, była synowa Pani Oli i wyjechała w nieznanym kierunku . W trakcie sprawy sądowej o przywrócenie pełnego prawa opieki ojcu nad córką, zbierano opinie o rodzinie wśród sąsiadów nie szczędząc opisu przyczyn i szczegółów sprawy . W efekcie większość rodzin z sąsiedztwa traktuje ich wnuczkę jak trędowatą , ich dzieci w najlepszym wypadku jej unikają , w gorszym prześladują . W szkole jest niestety tak samo . Dziewczynka w pierwszej klasie siedziała sama , bo żadna inna nie chciała z nią dzielić ławki . Natychmiast po rozpoczęciu roku szkolnego w pierwszej klasie  rozniosła się wieść, że to taka gorsza od innych dziewczynka . No i teraz karnie , za notoryczne czytanie pod ławką Śledztwa na cztery ręce i mikroskop ,czyli pierwszy kryminał dermatologiczny dla lekarzy weterynarii Czogała Joanny, Karaś-Tęcza Joanny, na matematyce i omawianie poszczególnych rozdziałów z kolegami  Tuliś, został przesadzony do Niny.  Mój wnuczek Tuliś ma dwie pasje : piłkę nożną i swoje kocurki . W piłkę gra zawsze jak jest okazja i chodzi do szkółki piłkarskiej , a na temat kotów wie prawie wszystko ,  książki zamawia w internecie i opłaca ze swoich oszczędności podobnie jak wszystko co według niego jest niezbędne jego kotkom do życia . Chyba się nie pomylę , że ma jedne z najlepiej odżywionych i wypielęgnowanych kotków w kraju . Matematykę w zakresie do 100 ma opanowaną pamięciowo włącznie z tabliczką mnożenia , ułamkami i % więc zbyt dużo według niego z lekcji nie traci .Liczyć sam się nauczył , bo potrzebował wyliczać proporcje poszczególnych składników karmy i tak długo zamęczał otoczenie, aż mu dokładnie wszystko wyjaśniono  . Nie wiem co chciała osiągnąć wychowawczyni i kogo chciała ukarać . W naszym domu obowiązuje wzajemny szacunek , wszyscy sobie pomagamy i razem pracujemy . Tulisiowi nawet do głowy by nie przyszło , że to coś złego siedzieć z dziewczynką , Może więc miała to być kara, bo siedział z kimś uważanym za gorszego ? Efekty przerosły wyobrażenie wszystkich . Tuliś wita Ninę całując ją w rękę ,wchodząc do klasy pomaga dziewczynce nieść tornister , odsuwa jej krzesło i czeka jak usiądzie . Jak wychodzą na zewnątrz to pomaga jej się ubrać , tak został nauczony w domu no może poza całowaniem w rękę .
Siedzi z Niną na świetlicy i tłumaczy jej matematykę . Ostatnio nawet dostał z klasówki jedynkę , jak podejrzewamy zrobił za Ninę jej zadania a na swoje brakło mu czasu . Nawet namówił swoją siostrę Złocistą , żeby zrobiła porządek ze starszym kolegą , który notorycznie bił Ninę , niszczył jej odzież mażąc mazakami po plecach . Tuliś wie , że w szkole nie wolno mu używać przemocy pod groźbą wypisania ze szkółki piłkarskiej . Złocista od lat chodzi ze mną na judo i Muay Thai , jest bardzo dobra do tego stopnia , że nie ma z kim startować bo w jej grupie wagowo - wiekowej nie ma wystawianych na sparingi dziewczynek . Trenuje na razie z chłopcami . Tylko , że ona jest bardzo spokojna , z pozoru powolna, bardzo pogodna i wszystkim życzliwa . Nikomu do głowy nie przyszło,  że ten biedny skatowany na korytarzu pod świetlicą  chłopiec został napadnięty przez Złocistą . Jego tłumaczenia , że jego i jeszcze dwóch kolegów , którzy się wtrącili pobiła bez powodu nikt nie przyjął za prawdę .O Ninie nawet się nie zająknął . Teraz obchodzi ją z daleka i nawet nie wyzywa od znajdy. Wszyscy przyjęli , że sam  zaczepił  Złocistą a ona tylko się broniła . Po prostu źle trafił . Nawet trener zrobił szkolenie na temat przekraczania granic obrony koniecznej  i poświęca więcej czasu na treningi samokontroli . A tu taka wiadomość . Babcia dziękowała za pomoc , bo już chcieli przepisać Ninę do innej szkoły na drugim końcu miasta . Dziecko stale przebywa pod opieką psychologa a dopiero ostatnio jest duża poprawa , cieszy się z przyjaciół , chętnie idzie do szkoły i nawet matematyka przestaje być problemem . Córka zupełnie nie wiedziała jak się zachować. Przecież o tym wszystkim nie miała pojęcia mimo iż kontakty rodziny i szkoły są codzienne , z dziećmi też dużo rozmawiamy i ani słowa . Ona na te podzękowania i oznaki przyjażni nie zasłużyła .
Plotki o rodzinie Niny nigdy do niej nie dotarły, nie wiedziałą że jej synek został karnie przesadzony .
Żadnych rozmów z dziećmi w domu nie prowadziła . Na szczęście wychowawczyni najpierw poprosiła Panią Olę . Po raz pierwszy zza drzwi nie było słychać  nauczycielki . Pani Ola coś spokojnym , ale pewnym głosem mówiła , później wyszła.  Jak nadeszła kolej Tyćka , to wychowawczyni wnuczka była tak zdenerwowana , że właściwie nie mówiła a krzyczała , że :" zrobił z niej idiotkę , ona sobie na to nie pozwoli , nie takich już usadzała " . Córka spokojnie zapytała o wyniki w nauce i tu się dowiedziała , że: dostał jedynkę z klasówki , chociaż powinien dostać trójkę , ale od niego musi wymagać więcej i jedynkę z wypracowania bo napisał , że nie byli w muzeum archeologicznym bo nie obejrzeli : zbroi,  naczyń i grobowców tylko jakieś lalki i pokoje Łowickie. Reszta pomieszczeń była dla dzieci niedostępna , a on był z siostrą i babcią cały dzień i wszystko widział . Nawet słuchał i oglądał na monitorach w zainstalowanych w muzeum komputerach jak żyli dawni ludzie . Lalkami i ciuchami to interesują się dziewczynki i tylko dla nich była wycieczka a dla chłopców nic . Tyciek obdarzona dużym poczuciem humoru , stwierdziła , że to przecież jest wypracowanie i zapytała czy aż tyle błędów zrobił , żeby dostać jedynkę . No tego już było za dużo Pani wychowawczyni wyjęła kartkę i kazała z nią iść córce na skargę do Pani Dyrektor stwierdzając , że " nikt jej nie zmusi do zmiany oceny " . Na co Tyćkowi przyszła do głowy Złocista . Nie posiadając instynktu samozachowawczego odpowiedziała , że Pani Dyrektor nie będzie zawracać głowy i pójdzie do ministra ,oraz zażądała zwrotu zarekwirowanej Tulisowi książki . Nauczycielkę zatkało , rzuciła w córkę książką i kazała jej wyjść z klasy bo tam czekają inni rodzice . A oni nawet nie zdążyli odsunąć się od drzwi jak wychodziła , mieli doskonałą rozrywkę umilającą życie kolejkowicza . No i wracając do domu , zaczęła rozmyślać nad przebiegiem konsultacji . Humor sytuacyjny doprowadził ją do takiego ataku śmiechu , że nie była w stanie się opanować i ostatnie dwa przystanki autobusowe do domu przyszła na pieszo dusząc się ce śmiechu . Nawet widok mojej przerażonej miny jej nie uspokoił a napój jeszcze bardziej rozśmieszył . Odetchnęłam , na razie cała rodzina razem w kraju bez prokuratora na głowie tylko z Panią Wychowawczynią .
Następnego dnia wyszłam wcześnie z pracy i odebrałam wnuki ze szkoły . Mieliśmy dużo czasu na rozmowy . Na początku dzieci najeżyły się i przypominały poniższe zwierzątka :


 Przytulone do siebie , najeżone i wystraszone , ale szybko im przeszło .  Pierwszy zaatakował mnie Tuliś. Babciu przecież mówiłaś mamie żeby nie przeszkadzała mi uczyć się tego co chcę bo , no nie pamiętam co . Ale  pozwoliłaś  kupować mi książki , to kiedy mam je czytać ? Wcale nie rozmawiam z kolegami , tylko oni na mnie donoszą Pani , że czytam, a to co jest na lekcji to ja już dawno umiem i Pani to wie. Tatuś mówi , że kobietom należy pomagać bo są słabsze i delikatne i też pomaga nosić , ubierać się i siadać do stołu , to ja mam być gorszy . Ciocie też w rękę całuje na powitanie . A przecież Nina to nasza rodzna co prawda w połowie , ale jak jej tatuś się ożeni  to będzie cała Wklęta.
Ja już jej wytłumaczyłem wiesz w zeszłym roku , jak na jej urodziny tylko my z klasy przyszliśmy , że ona ma mnóstwo kuzynów i kuzynek tylko ich jeszcze nie zna , ale pozna . Przecież to nasza krew, mama jej nie chce to też Wyklęta . Zawsze sobie różne rzeczy opowiadacie z dawnych czasów  jak przyjadą nasze ciocie i wujkowie ,to my wszystko wiemy . Trzeba pomagać rodzinie i trzymać się razem .Już pisałem meile do kuzynek i kuzynów na informatyce , bo Pani od informatyki pozwoliła , tylko kazała po Polsku albo Angielsku , żeby mogła przeczytać , że mamy nową siostrę i trzeba jej na tegoroczne urodziny coś przysłać, żeby nie było jej smutno . Wszyscy przyślą bo podałem jej adres .
 i są jej ciekawi . Zawsze to ktoś nowy . Resztę omówimy w niedzielę na skaypie .
A w muzeum nic nie obejrzeliśmy , ja opowiadałem kolegom ile tam ciekawych rzeczy i pokazywałem zdjęcia na tablecie Złocistej . Wszyscy tak się cieszyli na te zbroje i groby , nic nie obejrzeliśmy bo te sale były zamknięte . Mogła Pani zadzwonić wcześniej i się dowiedzieć . Wcale mi się nie podobało , to co miałem napisać .
Tu zaatakowała mnie Złocista , babciu przecież Tuliś obiecał ,że nie będzie nikogo bił i zaczepiał. .Obietnic się dotrzymuje  a oni stale dokuczali Ninie i  młodszym też jak nikt z nauczycieli nie widział . Mnie nie prosiliście , żebym nikogo nie biła , to mogłam . No to wreszcie dostali . Jak rozmawialiście w klubie to słyszałam , jak sama mówiłaś , że w przypadku prawdziwej walki trzeba się upewnić czy napastnik nie wstanie i ponownie nie zaatakuje . No to może za długo go tłukłam. Ja powiedziałam prawdę , że go pobiłam tylko nikt mnie nie słuchał i nawet Pani Pielęgniarka sprawdzała czy nie mam czegoś połamanego . Przecież nie jestem niedojda , żeby dać sobie coś połamać . A co mieliśmy opowiadać w domu . Zawsze mówicie , że dyskrecja i liczenie się z cudzymi uczuciami są ważne . Dosyć już plotkują o Ninie , my nie nusimy , nie mieszkamy w maglu.
No tak , czy na takie argumenty jest jakaś odpowiedź . Trzeba zapoznać młodych z historią naszej rodziny , wyjaśnić różnice między kochaną wnuczką i córką jaką jest Nina a nami i wiele innych spraw. Bo te podsłuchane mogą prowadzić do fałszywych wniosków i podejmowania niewłaściwych decyzji . Opiekunom Niny też trzeba sporo wyjaśnić , żeby nie byli zaskoczeni w urodziny wnuczki , bo młodzi z Wyklętych są wyjątkowo solidni . Długie uszy działają niezawodnie , głosy są donośne , świat dzięki internetowi stał się mały a kontakty między ludźmi szybkie i tanie . Obsługa skaypa to dla prawie ośmiolatka żaden problem , komputery są wszędzie , internet też .
Swoją drogą to dziwne , w kraju gdzie wszyscy urzednicy zamykają dostęp do iformacji , powołując się na ustawę o ochronie danych osobowych , informacje bardzo osobiste wyciekają szeroką rzeką z urzędów a nawet sądów . Nikt nie odpowie za to , że jakieś dziecko i rodzinę w miejscu zamieszkania rozrywają inni jak sępy dzięki  niedyskrecji  osób do tej dyskrecji zobowiązanych . Może oni w tym widzieli dobro dziecka .

Przypominam , iż publikowane na tym blogu teksty są własnością autorów .Publikowanie ich bez zgody autora lub powołania się na źródło stanowi kradzież praw autorskich i jest przestępstwem .
 





poniedziałek, 30 września 2013

Radosne chwile - nie ma przypadków.

Jak to się wszystko dziwnie toczy .
Tu w Niepokalanowie po komunii mojej wnuczki 5 ze 150  osób z rodziny Wyklętych uczestniczących w ceremonii , towarzysząc dziecku na pielgrzymce z  klasą złożyło zbiorową intencję mszalną o pomoc w poszukiwaniach naszej tożsamości . Podpisały osoby różnych wyznań , również te bezwyznaniowe . Niektórzy z nas wg swoich religii popełnili świętokradztwo . A może tak jest jak mówiła moja babcia , że żadne wyznanie nie dysponuje umową z Bogiem na wyłączność.
Przyszedł czerwiec i kataklizm u jednej z nas - powódź niszcząca dorobek kilku pokoleń . Pomoc zebrała wszystkie zdolne do pracy pokolenia Wyklętych i ich powinowatych z całego świata  . A skutki uboczne przeszły wszelkie oczekiwania .
Najpierw  :spotkanie rodzinne , nocne wspominki , przypadkowe znalezienie Bloga naszej ulubionej pisarki Małgorzaty  i impuls , żeby do niej napisać .
Niestety, przy komputerze sami humaniści , a ponieważ zbiorowa wiedza "tłumu" ludzi w przeciwieństwie do np. takiej grupy szczurów jest tożsama z umiejętnościami najmniej zdolnego człowieka , wysłanie na pw. wiadomości do Pani Małgorzaty przekroczyło wtedy nasze umiejętności.
Emilia zwana od 40 lat Kocią , z powodu podobieństwa do kota:pięknej trójkątnej twarzy i ogromnych oczu , rzuciła hasło - załóżmy blog i napiszmy do niej list . Kocia jest najbardziej zorganizowaną osobą na świecie i śmiertelnym wrogiem marnowania czasu przy komputerze. Wszelkie najmniejsze formy omawiania spraw prywatnych na forum pozarodzinnym uważa za skrajny ekshibicjonizm . To czy można się dziwić , że założyliśmy ten blog rejestrując go na mnie jako , że jestem właścicielką komputera na którym pracowaliśmy . Do tego jeszcze weszły w grę emocje , a jak wiadomo wraz ze wzrostem natężenia emocji rozum maleje . Pomysł rzeczywiście doskonały , mogło by upłynąć 100 lat , a Pani Małgosia nie przeczytała by wiadomości od nas .
I tutaj zdumienie i radość , nasze nieudolne próby przesłania wiadomości się powiodły , na maila otrzymałam od Pani Małgosi odpowiedź . Żeby było weselej, a leczyliśmy układ trawienny po kilku dniowej imprezie likierem na orzechu włoskim , zarejestrowaliśmy się na portalu Genealodzy.pl
odważnie zadając pytania . Na moje szczęście każdy zarejestrował się na własne nazwisko , bo nie wiem jak wytrzymała by nawał informacji moja poczta mailowa. Genealodzy w tym prawie nikt z bliskiej rodziny okazali się niezwykle uprzejmi . Poświęcili mnóstwo czasu pisząc i skanując posiadane dokumenty dotyczące naszych zapytań . Wielu z tych informacji szukaliśmy od lat przeczesując systematycznie księgi w archiwach i parafiach całej Polski oraz portale internetowe ,
a tutaj zaczęły napływać : dokumenty , zdjęcia , wspomnienia , biografie . Coś czego nigdy byśmy nie znaleźli . Do tego okazało się , że kontrowersyjna decyzja o przeniesieniu naszych drzew z formy papierowej i programu graficznego napisanego na nasz użytek przez jednego z bratanków , do serwisu http://www.myheritage.pl , zaczął przynosić oprócz bardzo niemiłych maili z inwektywami i zaprzeczeniami co do naszej przynależności do określonych rodzin , również te miłe z informacjami i prośbami o przyłączenie do naszych witryn .
W moim przypadku odezwał się webmaster jednej z witryn z mojej bardzo bliskiej rodziny , przekazując mi zdjęcia  i o dziwo przyznając , że jednak do tej rodziny należę .

No i czy można wierzyć w przypadki . Grupa staruchów , którzy od lat unikają podawania w sieci swoich prywatnych danych , powodowana impulsem zakłada blog i rejestruje się w programach internetowych otrzymując obok spodziewanych obraźliwych maili  i zaprzeczeń zgodności osób w drzewach  programu http://www.myheritage.pl ,  znacznie więcej tych miłych z :informacjami poszukiwanymi od lat , chęcią nawiązania współpracy w poszukiwaniach itp.
Niestety w wielu rodzinach znów staliśmy się przyczyną zamętu i nieporozumień . Ukrywane rodzinne sekrety i półprawdy wyszły na jaw . Dlatego uważam , że tworzenie fałszywych biografii i niepełnych genealogii nie ma sensu . Duchy naszych przodków chcą prawdy o sobie i dbają o to , żeby ją ujawnić . Czy wierzymy w życie pozagrobowe czy nie . Ich życie i podejmowane przez nich decyzje są dalej ich własnością i wara nam od tego  .
Serdecznie pozdrawiam - Iva
Przypominam , iż publikowane tu treści są moją własnością i nie wyrażam zgody na kopiowanie ich i publikację bez podania źródła.
 Przepis na likier z orzecha włoskiego . Przy dawkowaniu w przypadku nagłych problemów można wypić kieliszek likieru w miłym towarzystwie .
 Likier  orzechowy: posiekać drobno 5 sztuk świeżych, niedojrzałych, zielonych owoców orzecha, zalać 500 ml alkoholu 40-procentowego i macerować w zamkniętym naczyniu 6 tygodni, często wstrząsając, po czym przecedzić. Osobno rozpuścić 200 g miodu w 500 ml wody, ciepłej przegotowanej wodzie, zmieszać z wyciągiem z orzechów i pozostawić na 2 tygodnie. Pić po 1/2-1 łyżce 1-3 razy dziennie między posiłkami w dolegliwościach żołądkowych .


sobota, 21 września 2013

Początki poszukiwań .

Dzień dobry

Dzisiaj chciałam napisać o tym jakie były moje początki w genealogii .

Zaczęłam nietypowo , bo od pisania pamiętnika . Pierwszy wpis to lipiec 1963r.
Jestem zrozpaczona, znowuż wyjeżdżam na kolonie do Rowów . To już trzeci raz. Nie miałam nic wspólnego z koleżankami z kolonii . Ja :mól książkowy , mruk , niemodnie praktyczne ubrana z warkoczem i bez pieniędzy - one  kolorowe śliczne , interesujące się gwiazdami filmowymi , modą , muzyką rozrywkową , zaprzyjaźnione bo spotykające się w trakcie roku szkolnego . Nudziłam się strasznie . To nie tak , że nie chciały się ze mną bawić i rozmawiać . Nie miałyśmy o czym .Ja przeczytałam już większość pozycji z klasyki literatury światowej i sporo dzieł historycznych .
U babci był strych pełen książek , niektóre wydane przed wojną i tam najpierw za karę a później
z własnej woli przesiadywałam czytając przy malutkim okrągłym okienku wszystko co wpadło mi w rękę . Lektura na pewno nie właściwa dla dziecka w tym wieku .Psując sobie i tak nie najlepszy wzrok. Dwa miesiące bez książek ,bez możliwości dyskusji z przyjaciółmi ,tylko plaża i nudne wycieczki po dobrze znanej okolicy . Polecenia mamy , co do mojego zachowania wobec
dzieci jej znajomych z pracy , też mnie od nich odstręczały . Miałam być wobec nich grzeczna i usłużna , bo to były wspaniałe dziewczynki : grzeczne , miłe , bardzo dobre uczennice / ja byłam druga  w szkole /. żeby nie narobić mamie wstydu w pracy .  Najbezpieczniej dla mnie było się od nich izolować . Moja rozpacz a właściwie wściekłość była  wielka , bo mogłam wyjechać na obóz sportowy , ale mama nie wyraziła zgody . Obok ośrodka kolonijnego znajdował się ośrodek wczasowy , tej samej instytucji . Osoby tam przyjeżdżające zabierały znajome dziewczynki na wycieczki , przywoziły im czyste ubrania i paczki od rodziców . Pocztą też przychodziły listy i paczki , a do mnie nic . W pierwszym roku pobytu na koloniach koleżanka mamy i mnie zabierała .
Rozmawiałam z nią i jej mężem , zwiedzaliśmy razem okolicę i nawet kupili mi ładny kostium kąpielowy . To co działo się po moim powrocie z kolonii to było piekło . Mama zarzucała mi siedmioletniemu dziecku , że : narzucałam się obcym ludziom ,naciągałam jej przyjaciół na wydatki , szkalowałam rodzinę , kłamiąc i zmyślając, wymądrzałam się , a w ogóle zachowywałam się  jak przygłup . Pełna kompromitacja . Nigdy więcej nie zgodziłam się  na żadną wycieczkę ze znajomymi mamy . Kupiłam sobie gruby zeszyt i zaczęłam spisywać swoje odczucia . Te pierwsze są pełne żalu i złości . Dalej to moje przemyślenia i wspomnienia oraz pytania , na które chciałam znaleźć odpowiedź . Dlaczego : różnię się tak bardzo od innych dziewczynek , moi rodzice są wobec mnie inni niż ich rodzice wobec nich. , Dlaczego mieszkam z dziadkami a one z rodzicami , dlaczego one się znają , a ja je widuję tylko w Rowach i mnóstwo innych dlaczego ? Dwa miesiące przemyśleń i spisywania zapamiętanych od najmłodszych lat wspomnień . W swojej wyobraźni widziałam niemowlę znalezione gdzieś na polu kapusty / dlaczego kapusty nie wiem / i zabrane przez moich rodziców .To by wszystko tłumaczyło . Moją kochaną przez wszystkich jasnowłosą szczebioczącą siostrę - ona była ich dzieckiem , a ja znajdą . Odetchnęłam z ulgą , to nie moja wina , że mnie nie kochają , nie jestem ich . Po powrocie z wakacji zaczęłam uważnie przysłuchiwać się dorosłym ,
pytać ich , choć w większości były to odpowiedzi typu : jesteś za mała jak dorośniesz to zrozumiesz ,to jednak czegoś się dowiadywałam i spisywałam .Niestety nie było tego zbyt wiele .
Obecnie mój pamiętnik , a raczej historia mojej rodziny liczy ze zdjęciami 3000 stron . Jest w nim drzewo genealogiczne , kopie dokumentów , map, współczesne zdjęcia miejsc i dużo dat .Niestety brak ludzi z ich biografiami , wspomnieniami o nich , fotografiami . Nie wiem kim byli i jak wyglądali , dlaczego swoje życie ułożyli w taki sposób , co było przyczyną ich wywyższenia lub klęski - nic . Pełna biografia dotyczy wyłącznie mnie , moich zstępnych i Wyklętych . Reszta to wielka niewiadoma . Jeszcze przed wejściem ustawy O ochronie danych osobowych , ustaliłam adresy wielu krewnych , pisałam do nich z prośbą o zdjęcia i informacje . Niestety ,w najlepszym wypadku odpowiedzią było milczenie , w najgorszym list lub telefon z inwektywami . Od kilku osób , szczególnie z pokolenia moich dziadków miałam obiecane zdjęcia , ale one nigdy do mnie nie dotarły . Wyobraźcie sobie , że o powtórnym małżeństwie mojego taty dowiedziałam się z adnotacji na jego pomniku , że ufundowała go żona . Nie znam nawet jej imienia , a przecież przez ostatnie dwa lata jego życia widywaliśmy się bardzo często . Przyjeżdżał do nas na działkę , pomagał w budowie altany , bawił się ze swoją wnuczką . Ostatnie chwile swojego życia też spędził w moim towarzystwie . Byliśmy razem z mężem do późnej nocy u niego w szpitalu , opowiadał nam o swoich snach . Następnego dnia rano , jak zwykle przyjechaliśmy , żeby mój mąż zaniósł go do łazienki i pomógł w porannej toalecie . A tu szok , puste łóżko . Pielęgniarka , u  której wykupiliśmy dla taty prywatne dyżury zdumiona naszą obecnością powiedziała , że przecież zawiadomiła rodzinę telefonicznie . Pojechaliśmy do babci , może potrzebowała pomocy byłam pewna , że z nią mieszkał tata  . Niestety przez dwa dni nie uzyskaliśmy kontaktu , aż po interwencji w szpitalnej kostnicy , w sprawie pogrzebu taty, otrzymałam telefon z datą i miejscem  pogrzebu . Niewiele z niego pamiętam , byłam w szoku . Nikomu nawet do głowy nie przyszło , żeby złożyć mi kondolencje , czy choćby porozmawiać , faktem jest że prawie nikt mnie nie znał. Mój tatuś też nigdy nie chciał rozmawiać o swojej przeszłości . Zmieniał temat ,robił uniki , a jak zbyt natarczywie pytałam to na długo zrywał ze mną kontakty .
To już koniec tego posta. Zanudziłam czytelników swoją historią , a czytając ją pomyślcie czy w Waszym otoczeniu nie ma takich "niczyich " sióstr , braci , kuzynów . Co Wam szkodzi odpowiedzieć na ich zapytanie o wspólnych przodków , przecież nie chcą kontaktu , a może warto ich poznać . Co o tym myślicie . Może macie pomysły na uzyskanie bardziej osobistych informacji o krewnych mimo niechęci rodziny ? Pozdrawiam serdecznie Iva